poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Freddie Gibbs & Madlib - "Piñata" (recenzja)

      Kolaboracja Gibbsa i Madliba po 100 kroć niech będzie chwalona!Habemus papam! Mamy papieża muzycznego hip-hopu roku 2014!Cudny projekt tych dwóch słynnych raperów jest nie do zapomnienia i wymaga uwagi każdego miłośnika klasycznego, czarnego hip-hopu.

 
    Już na samym początku  da się stwierdzić jedno. Album w brzmieniu jest tak oldschoolowy, że się łezka kręci w oku od sentymentów. Przypomina sobie człowiek De La Soul, Public Enemy czy słynny Wu-Tang Clan. Ech...Wracamy, przechodzimy przez stary, dobry rap. Na albumie nie da się usłyszeć słabszych numerów. Wszystkie tracki są świetne, toteż trudno jest wytypować najlepsze "cukierki" dla ucha. Jak wiadomo hip-hop jest ściśle powiązany z jazzem. Samą luźną strukturą, formą kompozycji jest młodszym bratem jazzu. Jazzem, soulem, gospel, orientalnymi elementami "Pinata" ocieka niczym roztapiający się lód w upalne lato. Palco-uszy kleją się od smakowitego lodo-jazzu. Miło się go pochłania, zlizując powoli kawałek po kawałku. Delektowanie się osiąga szczyty np. w udanym, przekomicznym duecie Freddiego z Dannym Brownem "High". Po wysłuchaniu śpiewa się do siebie bardziej lub mniej melodyjnie "I get high" 3x, ponieważ tak głęboko melodia zapada w pamięć. Konwencja leciutka jak ptaszek latający po niebieskim niebie. Chilloucik pełną gębą :) Gitara jazzuje,a kobiecy wokal wprowadza w soulowe klimaty. Psotny rap Brown'a bardzo dobrze podkreśla komiczny charakter utworu. Na albumie znajdują się numery w które profesjonalnie wkomponowano skrzypce np. "Harold's", "Deeper". Gdzieniegdzie ma się wrażenie, że słucha się muzyki indyjskiej bo dobrze w utwory zaangażowano brzmienie sitar czy innego buddowego instrumentu."Real" albo tytułowa "Pinata" powalają na kolana. Nie wspomnę o soulowo, gospelowym kawałku "Robes", w którym tekst sam chce się śpiewać. Utwór jest prominentnie zaaranżowany."Shame" przypomina brzmieniowo o słynnej Minnie Riperton (starym,dobrym, słodkim soulu). Elektronika, perfekcyjnie nagrane basy, tłuste beaty uwodzą uszy bezlitośnie w trakcie odsłuchu płyty. Wielkim "wow!" jest "Shitsville", gdzie mix stoi na wysokim poziomie a tekst mimowolnie się rapuje. Rozkłada na łopatki "Watts", gdzie muzyczka jest słodka, przyjemna, a na planie głównym słychać naćpanego czarnego gościa pod wpływem, który delikatnie mówiąc krytykuje rapera i bełkocze "Fuck yourself!You're a weak motherfucker!" Gibbs ma ciekawe nastawienie do krytyki.:)

     Albumu nie da się nie lubić, nie doceniać. Pozostaje się jedynie cieszyć wydaniem tak dobrej płytki. Pozycja obowiązkowa dla miłośników oldschoolowego rapu. Złego słowa nie da się napisać o Pinacie.
Raperzy przeszli chyba samych siebie, dobrze dobrali współpracowników. Chwała im!

Ocena generalna - 9,5/10
3 naj songi - "Shitsville", "Piniata", "High"

Muzyka:


Brak komentarzy: